Sandacz bez ości smażony.

Oczyściwszy sandacza nie krajać go w dzwonka, lecz wpodłuż rozpłatać, wyjąć kość środkową i obrać delikatnie z cienkich ości, których u sandacza jest bardzo mało. Każdą połowę przekroić powtórnie wzdłuż i pokrajać w podłużne kawałki, mniéj więcéj od 4 do 6 cali, posolić, po kilku godzinach gdy ma być użyty, obetrzéć czystą bibułą do sucha, rozbić kilka całych jaj bez wody, bijąc mocno, żeby się aż zapieniły, umoczyć każdy kawałek w tych jajach, aby go suto objęły i wyrzucić na stolnicę grubo posypaną, tartą, przesianą na mąkę bułką, utarzać w niéj żeby się gruba warstwa zrobiła i nigdzie jajko lub ryba nie przebijała. Rozpuścić koniecznie na miedzianéj patelni dobrego klarowanego masła, na każdy funt ryby nieoczyszczonéj ćwierć funta masła, gdy się mocno zagotuje ale nie zrumieni jeszcze, wrzucić rybę i smażyć do mocno rumianego koloru, wyjmując każdy dosmażony kawałek ostrożnie widelcem na półmisek. Usmażone ryby układać w kratę, nakrzyż w górę, co bardzo ładnie wygląda i obsypać usmażoną na témże maśle chrupiącą zieloną natkę pietruszki.

 

Przepis pochodzi z książki kucharskiej
Lucyny Ćwierczakiewiczowej:

„365 obiadów za pięć złotych”
(Warszawa 1858)

Comments are closed.