Czarnina.
Czarnina jest to zupa prawdziwie polska, gdyż w innych krajach wcale nie znają téj wybornéj i posilającéj potrawy. Że musi być zdrowa i posilająca dowodzi to, że wielu doktorów przepisują ją osobom osłabionym, jako pożywienie.
Czarninę robić można z prosięcia, gęsi lub kaczki, a nawet z przodka od zająca. Należy przegotować trochę octu, osolić go, ostudzić i w ten ocet wpuścić krew w czasie zarzynania prosięcia, gęsi lub kaczki, przeznaczonéj na czarninę. Prosię lub kaczka oczyszcza się doskonale, parzy, opala z włosów nad ogniem i tak oczyszczone wstawia w garnku jakby na rosół; z gęsi zaś używa się do czarniny zwykle tylko podroby, a gęś sama piecze na pieczyste nadziewana jabłkami, gdyż potrawa z niéj nie dobra, a zamiast niéj, gotuje się wraz z podrobami parę funtów wieprzowiny. Tak więc gotuje się rosół; po wyszumowaniu, odbiera się, cedzi, wrzuca dosyć włoszczyzny, mianowicie porów, parę grzybów, cébulę całą, soli, nieco korzeni, angielskiego ziela; pieprzu, bobkowych liści parę, kawałek świéżej słoniny ze skórką. Gdy to wszystko ugotowane na miękko, przecedzić rosół, prosię czy kaczkę wyjąć na półmisek i przykryć, żeby raptem nie ostygła, z nich bowiem urządza się potrawa z sosem, do któréj zostawić trochę czystego rosołu. W krew przegotowaną z octem, wsypać dobrą łyżkę mąki, rozbić należycie i tem zaprawić przecedzony rosół spróbować czy dość kwaśna zupa, co zależy od gustu: wlać jeszcze octu dobrego, parę kawałków cukru, słoninę pokrajać w kostkę, wrzucić i to razem zagotować pilnując żeby się nie zwarzyło. Osobno zaś ugotować w garnuszku suszonych gruszek i śliwek, (kto jest w możności francuzkich), jeżeli zaś w lecie, to świeżych obranych lub nawet nie obranych, co bardzo dobrze smakuje, gruszek, jabłek parę i śliwek węgierek, i to razem z sosem w którym się gotowały, a którego powinno być bardzo mało, wlać w wazę. Osobno jeszcze ugotować na wodzie kluseczki krajane jak do rosołu, i włożyć w wazę, jako też dróbka, które do potrawy nie przydatne; nalać na to wszystko zupę i wydać na stół, podając przytém miałki cukier.
Przepis pochodzi z książki kucharskiej
Lucyny Ćwierczakiewiczowej:
„365 obiadów za pięć złotych”
(Warszawa 1858)