Cąber lub pieczeń barania na sposób sarny.

Cąber lub nawet pieczeń baranią, można urządzić zupełnie jak sarnę. Bijąc u siebie na wsi barana, można kazać od razu wyrznąć duży cąber, tu zaś w Warszawie, trzeba obstalować u rzeźnika, gdyż rzadko kiedy można znaleźć gotowy. Cąber zowie się wierzchnia część przy grzbiecie po obu stronach, czyli właściwie to, z czego się robią bite kotlety w przedłużeniu aż do pieczeni, odrąbawszy żebra i niepotrzebne kości. Mając więc taki cąber lub pieczeń, należy jak najstaranniéj skroić wszelką tłustość: błonę, żyły, tak aby samo mięso było widoczne; przegotować octu z angielskiem zielem, pieprzem, bobkowym liściem imbirem lub jałowcem, nalać wolnym pieczeń i wynieść do piwnicy na kilka dni, najmniéj na cztery, przewracając ją codzień. Tego dnia co ma się piec, wyjąć z octu, wypłukać w tymże occie, (każda pieczeń moczona w occie, nie płucze się wcale w wodzie); wyżyłować jeżeli jeszcze się gdzie znajdzie, nasolić, naszpikować zgrabnie słoniną cienką z pieprzem, i gdy poleży z solą więcéj jak godzinę, piec na rożnie polewając początkowo masłem na wpół z octem tęgim, a późniéj suto śmietaną kwaśną. Trzeba uważać pilnie żeby nie przepiec, a przed wydaniem osypać dobrze bułką tartą, zrumienić, przecedzić sos z brytfanny, zagotować razem i polać pieczeń. Powinna być krucha i wyborna. Daleko będzie kruchsza gdy się w ziemię na parę dni zakopie, jak wyżéj przy baraninie opisano.

 

Przepis pochodzi z książki kucharskiej
Lucyny Ćwierczakiewiczowej:

„365 obiadów za pięć złotych”
(Warszawa 1858)

Comments are closed.